Pamiętaj, ze wszystko co tu jest należy do nas, a jeśli nie to piszemy o tym. Prosimy - nie kopiuj naszych opowiadań, ani żadnych innych tekstów i obrazów. Wszystkie materiały posiadają prawa autorskie! Uszanuj nasze zdanie.

sobota, 22 czerwca 2013

       Stukot naczyń. Trzask polan w kominku. Szepty wiedżm,wymawiających zaklęcia. Bulgot w garnku. Przez moją poobijaną głowę przebijają się rozmaite dżwięki. Czuje rwanie w boku,migrenowy ból głowy i piekący - w nodze. Byłam wykończona. Z trudem otworzyłam oczy. 
     Ujrzałam nieco zakurzoną izbę,pełną regałów z butelkami różnego kształtu,o różnej zawartości. Po podłodze przechodzi mały pająk,u sufitu na belce wisi 6 nietoperzy - zwierzęta herbu klanu. Niedaleko łóżka,w którym leżałam,stał ogromny kocioł,w którym coś maziowatego bulgotało,a co jakiś czas wypływała z niego fioletowa mgła. Na stoliku obok mnie leżała miska z wodą,ścierkami o jakiejś dziwnej woni. Zerknęłam na zegar:10 rano. To ile ja spałam?! 
   Nagle grzmotnęło,a niebo za oknem przeszyła błękitna błyskawica. Jęknęłam,bo huk o mało nie rozwalił mi głowy. 
 - Przeklęta burza! Zaraz się nam zwalą na głowę Wrzaskuny,w mordę je mać! - syknęła Miranda,poznałam ją bardzo dobrze,w końcu była przyjaciółka mojej babki,prababki i praprababki. Stukając pantoflami,podeszła do okna,zasunęła zasłony i pstrykneła palcami. Zagłuszyło to dżwięki burzy. I chwała bogom! 
  Kiedy kobieta się odwróciła,zobaczyłam jej czerwone oczy,nieliczne zmarszczki(wiedżmy się nie starzeją) oraz burzę rudych loków. Uśmiechnęła się do mnie ciepło i przysiadła na skraju łóżka. Nałożyła mi kompres na czoło.
- Dobra. - westchnęła. - A teraz opowiedz mi,czemu ten wilkłak cię ścigał,co tu robisz i  w ogóle..
- Zwiała z domu,to tu robi! - odpowiedziała Serena. Kasztanowe włosy wiły się,kiedy szła,a oczy ciskały szkarłatne pioruny. - Mówiłam,żeby została u nas! Ale ,,nie,musi zostać z rodzicami,przecież nie możemy odebrać im córki'',a proszę! Lezy tu,poszarpana przez jakiegoś cholernego pseudopsa,z migreną,a jej starzy pewnie na jakiejś ważniackiej bibie,co,może nie?! - piekliła się. - Dam ci calmianu na tę migrene,bo inaczej ona cię zamęczy. - to mówiąc,podeszła do regału i chwyciła wąską fiolkę z pomarańczową mazią. Rozcieńczyła ją w herbacie i dała mi. Pijąc,rozkoszowałam się smakiem pomarańczy i mandarynek. 
- Nie krzycz,proszę cię. To nic nie pomoże. - orzekła Miranda.
- Może tobie nie,ale mi za to ulży! Jak można być tak nieodpowiedzialnym?! Zostawiać piętnastoletniego mieszańca samego sobie,na pastwę wilkłaków,pobratywców Potępieńca i innych szarlatanów! Zaraz napiszę do sędziny. Mała powinna zostać z nami,przynajmiej skończą się te samobójcze eskapady! 
   Cała Serena - wieczna,ale poczciwa zrzęda!
- Okej,to ty pisz,a ja się zajmę Eliz. Strasznie cię bydlę pogryzło. - pomaszerowała do apteczki po maście,bandaże,itd. Chwilę póżniej byłam ,,omumiowana'' i zamaściowana,ale mimo to kotka wiedżm,Szeherezada,wskoczyła na pościel i ułożyła sie na moich kolanach. 
     Zaczęłam ją głaskać,kiedy do chaty wpadła przemoczona Irene.
- Eliz! Słoneczkio ty moje,jak miło cię widzieć! Chwała bogom,że cię ten wilkłak nie pożarł! Zaraz ci zrobię śniadanko,boś pewnie głodna,co? Ta twoja matka cię na 100% głodzi,śzajbuska jedna! Jakaś ty chuda,schudłaś z 10 kilo,pewna jestem! - mówiąc to,zdążyła ściągnąc buty i płaszcz,po czym poszłą do kuchni. Po minucie wyszła.
- Smażę ci naleśniki. Nie lubie gotować magią,jedzenie jest wtedy niesmaczne.
Przynajmniej nie spalisz nieczego.
Machnęłam ręką i wysuszyłam mokrą jeszcze Irene.
- Dziękuję,kochanie! No,opowiadaj,co u ciebie? Chociaż czekaj,zrobię te naleśniki i wtedy opowiesz. A spróbujcie ja wypytać przede mną,to wam brodawki wyczaruję! - zagroziła. 
A te pokazały jej języki. Ot i Irene- roztrzepana gaduła.
Nim wróciła,usnęłam,by jak najdłużej odwlec pytania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz